poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Wyniki konkursu Przygoda Morskiej Myszki

Hej koniki morskie i inne żyjątka! Nadszedł dzień wyników konkursu pisanego. Otrzymałam dwie prace - niby niewiele, ale naprawdę są piękne ^^

Pierwsza, urocza praca należąca do Elomordelo, za którą otrzymuje 15 punktów:

Tytuł : ''Morska przygoda Elise''.

- Co się dzieje? Gdzie ja jestem... - zaniepokojona Elise szła przed siebie, by przypomnieć sobie dlaczego jej magiczny amulet przeniósł ją, akurat tu. Była to głębia morza. Myszka idąc widziała tylko niebieską tafle wody, otaczającą ją od stóp do głów. Idąc tak mysz przypomniała sobie co ją tu sprowadza, a było to zadanie rzucone przez samą siebie. Zadanie polegało na zdobyciu skarbu ''Ananiasza Mcmouse'a'' było to bardzo trudne i śmiertelne zadanie, nie raz znajome myszy ostrzegały Elise przed niebezpieczeństwem jakie jej groziło, ale myszka ich nie słuchała i robiła co uważała. Zawsze wychodziło jej to na dobre, ale tym razem miało się to zmienić... Przez szklaną kulę w wieży zamkowej, w której znajdował się skarb czyny Elise wypatrywał mag, zły czarnoksiężnik, który wedle rozkazu Mysiego Króla wody miał przeszkodzić Elise w zdobyciu skarbu. Skarb to jedyna rzecz, która utrzymuje królestwo w dobrym stanie, jeśli myszka zdobyła by skarb Wodne Królestwo upadło by, co nie wróżyło by dobrze również mieszkańcom Mysiej Syn Topi i przyjaciołom Elise. Na szczęście Elise w to nie wierzyła. Myszka wędrowała i wędrowała aż w końcu znalazła maleńkie królestwo, które leżało tuż u stóp serowego wodospadu. Mysz postanowiła rozejrzeć się po królestwie. Królestwo wyglądało na dość przytulne. Mysz postanowiła poprosić Króla o nocleg, znalazła komnatę w której na swym tronie siedział Szamański Król. Szamański Król to jeden najmilszych Królów w Mysiej Krainie, zezwala swoim poddanym na prawie wszystko, ale nie licząc tego to wspaniały i sumienny władca.
- Dzień dobry. - powiedziała Elise, trochę speszona widokiem tylu myszek.
- Dzień dobry. - odpowiedział Król zmęczonym tonem.
- Chciała bym poprosić Króla o pozwolenie na przenocowanie w jednej z komnat. - powiedziała myszka jednym tchem.
- Ależ oczywiście moja Droga, może została byś na śniadaniu? - zapytał Władca.
- Dziękuję za propozycję, ale nie jestem w stanie jutro zostać na śniadaniu. Wyruszam z samego rana. - powiedziała mysz.
- Dobrze, dobrze pozwól, że mój syn pokaże Ci twoją sypialne. - powiedział dostojnie Władca.
- Dziękuję! - krzyknęła szybko Elise i wyszła.
Drzwi zamknęły się za nią, a obok pojawiła się mysz.
- Ty pewnie jesteś synem... - myszka nie mogła dokończyć, mysz od razu jej przerwała.
- Tak jestem księciem, nienawidzę tego... - na jego twarzy malowała się złość.
- Dlaczego tak mówisz? - zdziwiła się.
- Nawet nie wiesz jak mi jest ciężko być księciem. - książę był coraz bardziej zły tym razem nie na swój los tylko na Elise.
Myszka wiedziała, że musi zmienić temat.
- To jak masz na imię? - z uśmiechem zapytała myszka.
- Papaille, a ty jak? - przybierając kamienny wyraz twarzy, odpowiedział.
- Ja jestem Elise, miło mi Cię poznać. - powiedziała mysz.
Myszka uśmiechnęła się, tym razem Papaille odwzajemnił uśmiech. Po paru dobrych metrach wreszcie znaleźli się pod drzwiami komnaty Elise.
- Hmm... A oto twój pokój. - mówiąc to Papaille wprowadził Elise.
- Jaki piękny! - zachwyciła się myszka.
- Tak wiem... - Papaille tak jak by posmutniał.
- Coś się stało? - zaniepokoiła się.
- Nie, nic się nie stało... - powiedziała mysz.
Elise wiedziała, że on coś ukrywa.
- To ja już się położę, jutro czeka mnie długa droga. - powiedziała Elise, chciała jak najszybciej wszystko przemyśleć.
- Nie aż taka długa... - zamruczał coś pod nosem Papaille i odszedł.
Przez całą noc myszka rozmyślała o ty jak nowo poznany kolega zachowywał się w stosunku do niej... Chociaż Elise dokładnie tego nie zrozumiała poszła spać.
- Może to i lepiej. - mówiła sobie w duchu.
Rano myszka nie obudziła się już w wygodnym łóżku tylko w klatce.
- Kto mógł mi to zrobić! - zastanawiała się myszka, aż w końcu usłyszała głos znajomej jej osoby.
- Witaj Elise, na pewno zastanawiasz się jak tu się znalazłaś... Miałem Cię tu zamknąć, żebyś nie znalazła skarbu, aby królestwo nie upadło... - powiedział.
Gdy myszka odwróciła się ujrzała Papaille'a.
- To tylko brednia królestwo nie upadnie! Papaille ufasz mi czy nie? - myszka próbowała go przekonać, aby ją uwolnił.
- No, nie wiem... - Papaille zawahał się na chwilę.
- Papaille! - krzyknęła Elise.
- Dobra nie będę taki zły wypuszczę Cię. - mysz zgodziła się.
Myszka wyszła powoli z klatki, żeby zobaczyć czy Papaille mówi prawdę.
- Dzięki, to teraz pokaż mi gdzie jest skarb! - rozkazała Elise.
- Nie przesadzasz? - zapytał Papaille.
- Proszę... - myszka posmutniała.
- No dobra, skarb jest w kolejnej komnacie, zaprowadzę Cię. - Papaille wiedział jakie to jest ważne dla Elise.
- Okej. - powiedziała myszka i poszli.
Komnata była dość blisko wyjścia, a skrzynia lekka, więc Elise mogła go spokojnie wynieść.
- To teraz gdzie Cię poniesie? - zażartował Papaille.
- No, nie wiem... Teraz to chyba poniesie mnie na ląd. - po tym wszystkim myszka ma nadal ochotę na żarty i dobry humor.
- To najwidoczniej nasze drogi się rozchodzą to... Do zobaczenia. - Papaille z trudem wydukał ostatnie słowa.
- Będę Cię odwiedzać Głuptasie, więc szybko o mnie nie zapomnisz. To ja już lecę pa! - powiedziała Elise.
- Pa! - powiedział na pożegnanie Papaille.
Myszka wróciła szczęśliwie na ląd i na długo zapamięta tę przygodę.
KONIEC 8)

A teraz druga praca autorstwa Polishjulii, naprawdę zdumiewająca, piękna i pełna humoru :)
Nie mówicie "ale długaśne" zanim nie doczytacie do końca - warto to obejrzeć, naprawdę. Za poświęcony czas jak i za złożoność historii postanowiliśmy dać całą rangę!

W plemieniu nie było nikogo, a przynajmniej tak to wyglądało. Polishjulia spłynęła do holu ich podwodnej chatki plemiennej. Tak, ,,spłynęła", bo jednym z wielu przywilejów tutejszych myszek było to, że gdy schodziły pod wodę ich tylne łapki zmieniały się w lśniące syrenie ogony koloru ich szamańskich piórek.
Kiedy Julia dotarła na dół spojrzała na tablicę obecności. Jasno z niej wynikało, że w chatce nie ma nikogo. Wszyscy na vanillach, survivorze, spora grupa na utility jakiejś nieznanej myszki, szefowa przekształca swój totem... Pozostało zastanawianie się, gdzie dzisiaj pójdzie, jednak żadna z propozycji jej nie odpowiadała. Z racji, że do plemienia przyjęto ją niedawno zdecydowała, że rozejrzy się po okolicy, w końcu nie często nadarza się okazja do zwiedzania podwodnego świata bez ograniczeń, jakimi jest dostęp do powietrza. Otwarła szerokie wrota chatki plemiennej, na których wyryte było pełno podwodnych roślin i wypłynęła na zewnątrz, w zaskakująco czystą toń. Od razu popłynęła w lewo, gładko sunąc przez chłodną, orzeźwiającą wodę. Po jakimś czasie opadła niżej. Na dnie leżała cała masa różnokolorowych muszelek o misternych kształtach. Myszka od razu pomyślała, że w drodze powrotnej do zamku (bo starannością fresków, rozmiarem i ilością szczegółów chatka rzeczywiście przypominała niezły pałac) powinna zabrać kilka z nich do swojego pokoju. Powinna się pospieszyć, jeśli nie chce, żeby ktoś zwinął jej je sprzed nosa. Szkoda, że nie wiedziała, że jej powrót będzie trwał dłużej niż podejrzewała...

Płynęła dalej, dalej i jeszcze dalej, aż przed oczami mignęła jej jaskrawożółta ryba. Spojrzała w jej kierunku. Stworzenie mknęło z zawrotną szybkością. Julia była ciekawa, gdzie zwierzęciu się tak spieszy. Postanowiła zboczyć z kursu i podążyć za nim. Ryba coraz bardziej się zniżała, aż w końcu niczym torpeda wpłynęła w sam środek małej, podwodnej jaskini. Mysz zmarszczyła brwi. Jakby nie patrzeć śledziła ją spory kawał drogi. Zirytowana popatrzyła w górę na powierzchnię i wtedy cała złość minęła. Jak mogla przedtem nie zauważyć, że wejście do groty, owszem, jest małe, ale skała, w której się znajduje jest ogromna?! Ale to jeszcze nic, najlepsze było to, że na niej swe siedliska miały całe masy rozdymek! Julię, typowy przykład myszy uzależnionej od tego gatunku, ogarnęła euforia, nie zastanawiając się ani minuty zaczęła natychmiast zbierać tyle, ile mogła, a zwłaszcza te w unikalnych kolorach, jakich na eventach nie dało się zdobyć. W głowie miała już cały plan na ich przyszłość. Większość na pewno odda pod opiekę Krzykozgonki, bo ona w poprzednim życiu ( a przynajmniej na poprzednim koncie xd) zajmowała się tresurą i sprzedawała takowe zwierzęta , więc Polishjulia miała pewność, że za kilka rzeczy z ekwipunku zgodzi się wychować te rzadkie okazy, kto wie, może nawet pozwoli Krzakowi zatrzymać kilka z nich?
Gdy już miała wracać z rękoma pełnymi rozdymek nagle pod wodą uderzyła ją fala na tyle silna, że wytrąciła z łapek kilka rybek. Zwróciła wzrok w stronę, z której ciśnienie ponownie wywarło nacisk. Interesowało ją, skąd wzięło się to zjawisko. Podpłynęła w kierunku z którego się wzięło.

Nie musiała płynąć daleko. Przejrzystość wody pozwalała na to, żeby już z tej odległości dostrzec całą ławicę smukłych, szarych delfinów. Julia obserwowała to z zaniemówieniem. Nigdy w życiu nie widziała, żeby aż tyle ssaków płynęło w aż takim skupieniu. I to w kierunku brzegu? To było nie do pomyślenia. Biedne zwierzęta, nie wiedzą, co robią. ,,Trzeba je jak najszybciej zawrócić"- pomyślała. Ruszyła w ich stronę, ale nie zdołała ich dogonić. Były już bardzo blisko wybrzeża, gdy nagle stanęły jak wryte. Myszka poruszała się wzdłuż długich rzędów delfinów, dopóki nie dotarła na suchy ląd. Powoli wyszła z wody, chcąc sprawdzić, co jest powodem nienaturalnego zachowania zwierząt. Na plaży coś leżało...

Podeszła bliżej do niewyraźnego kształtu. Najpierw myślała, że to jeden z delfinów, lecz gdy podeszła bliżej zobaczyła syreni ogon (och, ach! XD) należący do przystojnego szczurka o długich, ciemnych, puszystych włosach, które były tak piękne, że mogłyby występować w reklamie szamponu... Oczy jej zaświeciły, ale zaraz dostrzegła, że brunet nie oddycha! Przerażona szybko zareagowała i zaciągnęła go do łóżka hehehe wody. ,,Trzeba go ratować, w końcu jest jednym z nas!"- przeszło jej przez myśl. Miała nadzieję, że to mu pomoże.

-Hej, jesteś cały?- spytała, gdy otworzył oczy. Uratowany nerwowo rozejrzał się wokół siebie.
-Gdzie ja jestem?- zapytał swoim och ach xd seksownym głosem
-Już w morzu, nie musisz się bać- uśmiechnęła się Julia
-Jestem ci taki wdzięczny! Gdyby nie ty mógłbym zginąć!- zadowolił się szczurek i przytulił swoją wybawczynię XD
-Oj tam, każdy by tak postąpił!- odparła myszka, cała zarumieniona
-Naprawdę, ocaliłas mnie! Dziękuję! Ale chwila, gdzie my się teraz znajdujemy?
- Yyyy... Trudno mi powiedzieć, ale znam drogę powrotną do mojego plemienia, mogę cię tam zaprowadzić, spytamy o drogę... Ty pewnie mieszkasz gdzieś w głębi oceanu, prawda?
-Tak, pochodzę z Serlandii, tam mieszka większość przedstawicieli naszego gatunku...
-Waszego gatunku?
-Tak, bo widzisz, ja jestem podwodną myszą od urodzenia i nawet, jeśli wyjdę na ląd to się nie zmieni.
-Aaaa, to by tłumaczyło, dlaczego nie możesz oddychać na powierzchni. A jeśli można spytać: w jaki sposób przywołałeś do siebie tak ogromną liczbę delfinów?
-To nic takiego, od dziecka uczymy się języka delfinów... Tak w ogóle, mam na imię Armando, a ty?
,, Arrrrrrmando"- powtórzyła Julia w myślach. Jego imię i wygląd powalały na kolana.
-Ja jestem Julia. Polishjulia, dokładniej.
-Miło mi cię poznać. A teraz, jeśli można, w jakim kierunku jest twoje plemię?

Gdy już dotarli do wejścia czekała na nich niemiła niespodzianka. Drzwi były zamknięte, mimo że jeszcze był wieczór. Po zapukaniu zza drzwi dało się słyszeć głos Chaikalla:
-Kto tam?
-To ja, Polishjulia.
Chaikall lekko uchylił drzwi wbijając w nią wzrok
-A to kto?- zapytał patrząc na towarzysza
-To jeeeest Arrrrmandoooo!!!- zareklamowała kolegę, który się uśmiechnął. Miał pomachać przywódcy, ale ręce mial zajęte stosem rozdymek. Szef nie zareagował takim samym entuzjazmem i zamknął im drzwi przed nosem.
-No Chaiiiiiikaaaall...- przeciągała Julia, pchając drzwi łapkami- Dlaczego nie chcesz mnie wpuścić- zrobiła smutną minkę
-Nie chodzi o ciebie- odparł szczurek-Tylko o niego- wskazał wzrokiem na Armanda
-Jak to? Przecież zawsze można było zapraszać znajomych...
-Ale czasy się zmieniły-przerwał Chaikall z poważnym wyrazem twarzy-Nie mogę go wpuścić, bo może być szpiegiem- oświadczył
-Jakim szpiegiem?! Co wam odbiło?!- Julia nie mogła uwierzyć własnym uszom
-Od dzisiejszego popołudnia wszyscy mają siedzieć w chatce. Panuje bezwzględny zakaz szeptów. Jeśli chcesz spytać dlaczego, to już ci wyjaśniam: otóż pod waszą nieobecność przybył do mnie na utility wódz innego plemienia i ogłosił, że nasi członkowie ukradli mu rozdymki- rzucił wymowne spojrzenie w stronę przybyszów, którzy spojrzeli po sobie
- To znaczy, że nie można wnieść tu rozdymek?
-Nie, ani tych, ani żadnych innych. Wszystkie rozdymki z waszych ekwipunków zostały skonfiskowane tymczasowo, dopóki akcja się nie wyjaśni.
-Cholera, przecież nigdzie nie było żadnej tabliczki, że to własność tych idiotów... A skoro widzieli, że je biorę, to czemu nie zwrócili mi uwagi?! Co to ma znaczyć, normalne plemię się tak nie zachowuje! Co to za plemię, które ma pretensje o byle co?!
-To plemię ,,Żółte Wody"<ta beka, gdy mieliśmy o tym na historii XD, jedno z tych, które zasiedliły się tu przed nami, dlatego trzeba koniecznie to z nimi wytłumaczyć, zanim porobi się jeszcze gorzej.
-Co tu się dzieje?- usłyszała Julia głos Modliszki
-Modliszko, on mnie nie chce wpuścić!- zawołała Polishjulia
-Dlaczego?- zadała pytanie zielonowłosa
-Bo przyprowadziła tu jakiegoś podejrzanego koleżkę- odpowiedział Chaikall. Szefowa podeszla do drzwi.
-Ooooooo! A kto to?- zapytała z uśmiechem na pyszczku
-Przedstawiam ci Armanda!- odpowiedziała Julia, wymachując łapkami w jego stronę- jest podwodną myszą od urodzenia i chciałby spędzić u nas noc!
- No ale sama wiesz, jaka jest sytuacja, Chaikall ci wytłumaczył. A dziś w nocy przyjedzie wódz ,,Żółtych Wód" ze swą armadą koników morskich i kilkoma szamanami plemiennymi, więc tymbardziej nie powinniśmy nikogo zapraszać...
-No dobra- westchnęła Julia i spojrzała na bruneta- Chodź, musimy odnieść te rozdymki.

-Naprawdę masz zamiar je odnieść?- spytał tryton, gdy byli już niedaleko celu
-Oczywiście, że nie-odpowiedziała- Jakoś je przemycę, nie wiem jak, ale to zrobię
-Ahaaa...A co ze mną?- spytał Armando spoglądając w dal zmartwionym wzrokiem
-O to się nie martw, coś wymyślimy- zapewniała go
Właśnie nadpływali do skały. Już z daleka było widać tabliczkę z wyrytym napisem: ,,Własność Żółtych Wód"
-Jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
-Nie mam pojęcia, widać to z daleka

To podejrzane, nie sądzisz? Płynęłam szybko, ale nie było szans na to, żebym nie zauważyła tak wielkiego znaku. To na pewno jakiś spisek!
-Nie przesadzasz? Każdemu może się zdarzyć.
-Nie, nie przesadzam, tego na pewno tutaj nie było, a teraz się wzięło nie wiadomo skąd?- spytała ironicznie- A teraz weźmy się za odkładanie tych rozdymek, oczywiście nie wszystkich. Rybki wracały na swoje miejsca, gdy Armando oznajmił, że ma plan. Otóż rozdymki są różnych rozmiarów, a te mniejsze skojarzył sobie z kolczykami, bo u niego w Serlandii wszystkie samiczki noszą kolczyki, ale gdyby Julia miała je założyć, to zakryłyby je jej włosy. Tak właśnie wpadł na swój plan: Julia przemyci najeżki we włosach.
-No dobra, dalej, ty je wpakujesz. Tylko uważaj, żebym potem mogła się rozczesać.
-Dobra, nie ma sprawy. A ja mam teraz iść z tobą, czy zostać?
-Możesz zostać, wrócę po ciebie, tylko chcę, żeby wpuścili mnie do pokoju, żebym mogła odłożyć rozdymki na miejsce.

Po kilku minutach Julia została wpuszczona przez Chaikalla. Szybko weszła do swojego pokoju i powybierała najeżki z włosów. Pozostało tylko je gdzieś ukryć. W szafie? Nie, to było zbyt banalne, na pewno by je znaleziono. Zastanawiała się nad tym, gdzie je ukryć, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Kto tam?- zapytała i szybko wepchnęła rybki pod pościel z wodorostów
-To ja i Chaikall- odpowiedziała Modliszka- możemy wejść?
-Chwilka, przebieram się-skłamała, układając najeżki tak, żeby na pościeli nie było dziwnych wybrzuszeń
-Przebierasz? W co niby, skoro jeszcze nie przeniosłaś ubrań?- podejrzliwość szefa była po prostu nie do zniesienia. Potrafił rozgryźć wszystko. Co ona im teraz odpowie?
- No dobra, masz mnie. Chciałam wam oszczędzić szczegółów, ale aktualnie siedzę na klopie.- odpowiedziała zadowolona. Usłyszała jak Modliszka szepcze coś do Chaikalla jadowitym tonem. Chwała, że w każym pokoju była osobna łazienka.
-Zaraz idę, już się podcieram- krzyknęła z łazienki. W razie czego zabrała trzy rozdymki i umieściła je w ubikacji. Już możecie wchodzić, nawet odświeżyłam!- ogłosiła i poszła otworzyć drzwi- Zapraszam! O co chodzi?

-Chodzi o to, że jak wiadomo przyjeżdża do nas przywódca ,,Żółtych Wód", a ty no... Powiedzmy, że jesteś źródłem naszych problemów, dlatego będziesz musiała stawić się na spotkaniu w auli na parterze.- wytłumaczyła Modliszka
- I to tyle?- zapytała Julia
-Nie, niestety nie- odpowiedział Chaikall- Teraz Modliszka opowie, kim jest ich wódz... Dlatego lepiej usiądę. Modliszka zaczęła opisywać dzieje problematycznego plemienia, a Polishjulia kątem oka obserwowała Chaikalla, który zniżał tyłek, żeby glebnąć na łóżku. Nic nie podejrzewając uczaplił się na tapczanie, ale od razu odskoczył jak poparzony.
-... Plemienna mieści się obok... Mężu, co ty wyprawiasz?!- krzyknęła Modliszka, a Julia ledwo mogła opanować się od śmiechu.
-Nic, po prostu... Przypomniało mi się, że miałem porozmawiać z Kapiim, to tyle, a już jestem spóźniony i muszę się pospieszyć- przedstawił swoją wymówkę i wyszedł z pokoju, zamykając z trzaskiem drzwi.
-Wracając do tematu, ich chatka plemienna położona jest na kamienistych piaskach, a więc przejęcie naszej siedziby będzie im najbardziej jak na rękę, dlatego właśnie nie chcemy, żeby wybuchła wojna, albo coś w tym rodzaju. Więc przygotuj się, bo zaczynamy za trzy godziny. Do zobaczenia na zgromadzeniu!- pożegnała się Modliszka i wyszła.
Po przerzuceniu rozdymek spod kołdry do szafy, w razie gdyby Chaikall wrócił, Julia zajęła się wydobywaniem tych z ubikacji. Dobrze, że szef nie powiedział, że musi do łazienki, bo niezbyt dobrze by się to skończyło. Planowała wyjść do schowka po rolkę papieru, bo zużyła cały na wydobywanie ryb z klozetu. Podeszła do okna, sięgnęła klucze z biurka i z przerażeniem odskoczyła do tyłu. To Armando przylepił się do jej okna. 
-Co ty tu do jasnej ciasnej robisz?!- krzyknęła z oczami wielkości arbuzów
-Muszę wejść!- oznajmił szczurek. Julia otwarła okno i wpuściła Armanda do środka.
- Czego chcesz? Coś się stało? 
-Tak, zaraz ci opowiem, ale najpierw muszę skorzystać z toalety...
- No to mamy mały problem, bo przejście do ubikacji jest odizolowane od wody, a poza tym chyba nie chcesz utopić rozdymek w swoim moczu.
-Rozdymek?! 
-Musiałam coś z nimi zrobić, w razie jakby Chaikall wyczaił te pod pościelą, więc nie miałam wyboru. Na razie większość jest w szafie. 
- Ale ja naprawdę muszę skorzystać!- upierał się Armando
-No to mój drogi idź do Żółtych Wód, już po nazwie widać, że z nich zawodowcy w sprawach tego typu.
-Nie, to za daleko, nie wyrzymam!
- Dobra... Mam pomysł. Jest ohydny, ale jest... Ja się odwrócę, a ty... No... Załatw się na miejscu! 
-Ale tu tak teraz?! I ty chcesz tu potem spać? 
-Nie martw się, takie przypadki już przewidziano, tylko któryś z wodzów albo szamanów musi przynieść pompę do uzdatniania wody... No, ja lecę na parter, zostawiam cię samego... Nie krępuj się!- Julia wyszła z pokoju

-Haaaalooo! Jest tu kto???- wołała Julia, przechadzając się po parterze. Z auli właśnie wyszedł Kaspeczko- świeżo upieczony szaman.
-Co się stało?- zapytał/a
Korzystając z niewiedzy nowego/nowej szamana/ki plemiennej postanowiła jej przedstawić sprawę. 
-Otóż, Kaspeczko, wchodzę do pokoju i patrzę, a tam rozdymka! I to taka piękna, różowa, no to myślę sobie, że co się będę ograniczać, bierzemy, nie ma co, no a ledwo dotknęłam, i SRU! Wybuchła!
-Nie bardzo rozumiem...
-Chodzi o to, że w środku była niezbyt miła niespodzianka i teraz woda w moim pokoju jest zanieczyszczona, a próbowałam już wszystkiego, aż papier mi się skończył, a akurat w schowku jest jakaś pompa do wody czy coś, więc jeśli pomógł/pomogłabyś mi z tą całą sytuacją, to byłabym ci wdzięczna!
-Ale czemu sama jej nie weźmiesz?-zapytał/a zmieszany/a Kaspeczko
-Ponieważ tylko szamani i szefowie mają tam dostęp, a ty masz te klucze przy sobie, prawda?
-No, tak... A ta cała historia z rozdymką zostanie przekazana szefom i oni zdecydują, co z tym zrobić i kogo ukarać.
-Jasne, wielkie dzięki! Ja teraz wrócę do pokoju, ale najpierw do schowka, będę na cb czekać!
-Ok.
Julia ile sił w płetwach popędziła do pokoju.
- O matko! Co ty... Jak... To jest gorsze niż myślałam! 
- Nie moja wina...- Armando zrobił się cały czerwony. Julia usłyszała, jak Kaspeczko wchodzi po schodach. 
-Szybko! Do szafy!- otwarła skrzydło 
-Ale tam są...- szczurek nie zdążył dokończyć, bo myszka wepchnęła go do szafy i szczelnie zamknęła drzwi.

Julia wraz z Kaspeczkiem dokładnie oczyściła pokój. 
-Naprawdę ci dziękuję!- zwróciła się do pomocnika
-Nie ma za co, to mój obowiązek. A teraz wybacz, ale muszę iść przekazać to wodzom, bo takie sytuacje nie są śmieszne. Ja bym tu nie wytrzymał/a ani jednej nocy!- skomentował/a i pomachał/a na pożegnanie
-Cześć!- pożegnała się Julia i od razu podpłynęła do szafy, którą otwarła na oścież. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to widok zapłakanych oczu Armanda, który naszpikowany kolcami wypadł na podłogę.
- Ostrzegałem! Mówiłem! Błagałem! A ty i tak mnie tam wepchnęłaś!- żalił się samiec
- Ale ja nie chciałam! Całkiem zapomniałam!- usprawiedliwiała się Julia- Przepraszam, naprawdę! 
- Jak mogłaś.... Zresztą, teraz to nieważne, najgorsze jest to, że sam będę musiał powyjmować te kolce, a nie mam lustra!
- Spokojnie, zaraz przyniosę to z łazienki i po kłopocie
Armando przejrzał się w przyniesionym przedmiocie. 
-Wyglądam jak jedna z tych twoich rozdymek! Poza tym rozumiem zielone kolce, czerwone i nawet żółte, ale różowe?!- Julia wzruszyła ramionami
-Widzisz, dzięki mnie nie wyschniesz na brzegu, a ja dzięki tobie nie zostanę wykopana z plemienia!-samiczka próbowała znaleźć pizytywną stronę całej tej sprawy.
-Dobra, ale żeby mi to było ostatni raz. A właśnie, miałem ci powiedzieć o tym, co usłyszałem! No to było tak: Otóż jak mnie zostawiłaś nie marnowałem czasu i popłynąłem wyszpiegować co robią w Żółtych Wodach. Okazuje się, że oni tam nie mają okien! Nie tyle okien, co szyb, ale mniejsza o to- podsłuchałem, jak ten ich wódz, planował zagarnąć waszą bazę, nawet jeśli to nie wasza wina z tymi rozdymkami. Chce najechać wasze plemię!
- Więc to wszystko jest ustawione?- upewniała się Julia
-Właśnie tak, rozstawili juz swoich jeźdźców, taki jest ich plan.
-Trzeba będzie powiedzieć Modliszce i Chaikallowi! 
-Chyba już się nie opłaca- odparł Armando, wskazując w stronę zegara. Za kwadrans rozpocznie się spotkanie. 
-Trudno, zaraz lecę, a ty tu zostań i powyciągaj z siebie te szpikulce.- powiedziała Julia wychodząca do łazienki.

-Tylko niech cię nie zdziwi wygląd tego przywódcy- ostrzegł myszkę Armando
- A co ma mnie zdziwić? Aż taki brzydki?- zapytała Julia
-Nie, tylko... Sama zobaczysz. Przekonasz się skąd wzięła się nazwa jego plemienia- zachichotał
Julia już uszykowana zeszła na dół do auli, gdzie po obu stronach wielkiego, prostokątnego stołu siedzieli przedstawiciele dwóch plemion. Chaikall siedział na wyższym, zielonym jak futerko Modliszki krześle. Drugi wódz też powinien takie mieć, a z jego rozpoznaniem nie było problemów. Ledwo go zobaczyła, wiedziała, co Armando miał na myśli- przywódca Żółtych Wód miał futro koloru stolca, co podkreślał jego zgniłozielony ogon i afro koloru niezdrowej kupki. Julia usiadła na miejscu, które znajdowało się jak najbliżej szefostwa. Nie chciała rozmawiać z tym brzydalem bez wsparcia innych.
Weszło jeszcze kilka mniej znanych myszy z Morskiej Krainy i spotkanie się rozpoczęło Chaikall wygłosił przemowę o tym, z kim się spotykamy, przedstawił wszystkich członków plemion, a zgniły wódz czas wodził wzrokiem po każdej myszce po przeciwnej stronie stołu.

Pogadanka, a raczej kłótnia trwała dobrą godzinę. Zaczęło się od tego, że Chaikall oznajmił, iż nikt z Morskiej Krainy nie jest winny zaistniałej sytuacji. Druga połowa stołu zaprzeczyła, bo od razu było widać, że traktują wodza Pisuara jak jakąś świętość. Typowy przykład tyranii władcy. Przy najmniejszej okazji każdy z podwładnych próbował się mu podlizać. Chaikall próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił sklecić nawet zdania, ponieważ przeciwnicy go zagadywali. 
-MAM DOŚĆ! WYCHODZĘ! KŁÓĆCIE SIĘ BEZE MNIE! NIE BĘDĘ UCZESTNICZYŁ W TEJ SZOPCE!- wydarł się tak, że zdołał uciszyć Żółte Wody i wyszedł. Tak więc Modliszka zgrabnie wdrapała się na pusty tron.
-Proszę o ciszę. Całkowitą ciszę. Chciałabym przynajmniej przedstawić zaistniałą sytuację z naszego punktu widzenia. Wy już waszą przedstawiliście.
Pisuar ruchem ręki kazał być cocho swoim poddanym.
-Tak więc wszystko przedstawia się następująco...
Po półgodzinnym opowiadaniu o przypadkowym porwaniu rozdymek i jeszcze dłuższym wykładzie na temat tego, że nie można ich farbować wszyscy leżeli oparci o stół. Nawet wódz Żółtych Wód siedział rozwalony na swoim tronie.
-,,,A na dodatek ta akcja z rozdymką i niemiłą niespodzianką, w postaci ,,żółtej wody" wewnątrz!
I tym zdaniem wywołała kolejny skandal. W końcu Pisuar miał dość. Wstał z krzesła i oznajmił, że teraz on zabierze głos w tej sprawie.

-Tak!- krzyknął wściekły na wykłady Modliszki- Przejdę już do rzeczy, zanim wszyscy stąd wyjdą! Otóż to wszystko było ustawione! Ustawione i to z premedytacją! Poddajcie się! Wasza siedziba jest obtoczona!
Z drugiego końca sali dalo się słyszeć kilka śmiechów.
-Nie mam pojęcia z czego się tak śmiejecie! To wasz koniec! Już nic nie zrobicie! Moi delfini jeźdźcy załatwią nas w mgnieniu oka! Ten zamek już jest mój! 
Nagle wszyscy ożyli. Nawet szamani z Żółtych Wód wyglądali, jakby o niczym nie wiedzieli. Pisuar nadal czekał na odpowiedź. Modliszka znacząco popatrzyła po swoich ludziach i oznajmiła, że musi iść po męża. Kiedy wyszła wódz znowu rozłożył się na fotelu, ale wyprostował się jak tyczka, kiedy do sali wszedł Chaikall.
-A więc zdecydowaliśmy, że się nie poddajemy. - powiedział Chaikall- mamy się poddać, bo jakiś idiota straszy nas swoją wyimaginowaną armią delfinów?
Pisuar wstał z fotela i z trudnością przecisnął się przez tłum poddanych. Wyszedł na zewnątrz, ale tam nic nie było. Nie tylko dlatego, że była noc, nie było tam żadnych delfinów, jeźdźców, niczego. Po prostu wszystko zniknęło. I tylko Polishjulia wiedziała, kto za tym stoi. Kilka dni później otrzymała list od Armanda. Szczegółowo opowiedział jak pooczył się jego plan przekonania delfinów do odwrotu. Przepraszał, że odpłynął bez pożegnania, ale na delfinie zawsze szybciej się podróżuje. Obiecał, że kiedyś wróci i przywiezie Julii cały wór rozdymek.

KONIEC

Niestety nie ma tu opcji chowania tekstu w tzw. spoilery, więc musi być tak jak jest. Wierzę, że Ci którzy wytrwali w czytaniu są zadowoleni i roześmiani ^^

Gratulacje!




2 komentarze:

  1. Ojoj, dziękuję! ^^
    Myślałam, że zajmie mniej miejsca XD
    Elomordelo też napisał wspaniałą historię! :D
    -Polishjulia

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne historie! :)

    OdpowiedzUsuń